Prawidłowa kolejność: antena satelitarna → konwerter (LNB) → odbiornik satelitarny → odbiornik telewizyjny dokładnie odzwierciedla realną drogę sygnału w typowej instalacji SAT. Najpierw fala elektromagnetyczna z satelity jest zbierana przez czaszę anteny. Antena działa jak lustro paraboliczne – skupia bardzo słaby sygnał z orbity geostacjonarnej w ognisku, gdzie zamontowany jest konwerter. Bez poprawnego ustawienia czaszy na satelitę, konwerter nie miałby czego przetwarzać, dlatego zawsze na początku jest antena. Następny element to konwerter LNB (Low Noise Block). On wzmacnia sygnał z pasma mikrofalowego (np. Ku ok. 10,7–12,75 GHz) i przemienia go na niższe pasmo pośrednie IF (ok. 950–2150 MHz), które można już bez większych strat przesyłać po zwykłym kablu koncentrycznym 75 Ω do mieszkania. To jest zgodne z typową praktyką instalatorską i zaleceniami producentów sprzętu. Dalej sygnał trafia do odbiornika satelitarnego, czyli tunera. Tuner dekoduje strumień cyfrowy DVB-S lub DVB-S2, rozkodowuje ewentualne szyfrowanie (moduł CI, karta operatora), demultipleksuje kanały i zamienia to na sygnał AV, HDMI albo czasem jeszcze analogowy sygnał RF. Dopiero na końcu łańcucha jest odbiornik telewizyjny, który wyświetla obraz i odtwarza dźwięk. W praktyce widać to np. przy montażu platformy satelitarnej: monter najpierw ustawia czaszę i LNB, potem sprawdza poziom sygnału na tunerze, a na końcu dopiero konfigurujesz TV. W nowoczesnych telewizorach z wbudowanym tunerem satelitarnym tak naprawdę tuner siedzi już w środku telewizora, ale logiczna kolejność toru sygnałowego pozostaje taka sama: antena → konwerter → tuner → ekran. Moim zdaniem dobrze jest to sobie wyobrażać jako kolejne etapy: zebranie sygnału, przetworzenie częstotliwości, demodulacja i dopiero prezentacja dla widza.
W niepoprawnych odpowiedziach główny problem polega na pomieszaniu roli poszczególnych elementów toru satelitarnego. Sygnał z satelity nie pojawia się nagle w odbiorniku czy konwerterze, tylko najpierw musi zostać fizycznie „złapany” przez czaszę anteny. Antena satelitarna jest pierwszym ogniwem, bo to ona skupia fale z kosmosu i kieruje je w ognisko, gdzie dopiero może pracować konwerter LNB. Ustawianie konwertera przed anteną w kolejności oznaczałoby, że urządzenie przetwarzające sygnał działa bez elementu, który ten sygnał w ogóle zbiera. To jest sprzeczne z podstawową zasadą działania każdej instalacji antenowej. Częsty błąd myślowy polega na tym, że ktoś kojarzy konwerter jako „główny” element na czaszy, więc intuicyjnie stawia go na początku listy, a antenę traktuje jako coś pomocniczego. W praktyce jest odwrotnie: czasza jest kluczowa, a LNB to jej dopełnienie. Innym typowym nieporozumieniem jest przesuwanie odbiornika satelitarnego przed antenę albo konwerter, jakby to on odbierał sygnał z powietrza. Odbiornik satelitarny, czyli tuner, jest urządzeniem czysto elektronicznym, które oczekuje już przetworzonego sygnału w paśmie IF po kablu koncentrycznym 75 Ω. Nie ma żadnej możliwości, żeby tuner bezpośrednio „widział” sygnał z satelity w paśmie 10–12 GHz, bo nie ma ani odpowiedniej anteny, ani układów wysokiej częstotliwości na taką odległość od czaszy. Dlatego w dobrze zaprojektowanym torze SAT zawsze mamy kolejno: antenę, która zbiera sygnał; konwerter LNB, który go wzmacnia i konwertuje częstotliwość; tuner, który demoduluje i dekoduje DVB-S/DVB-S2; oraz na końcu telewizor, który tylko wyświetla obraz. Wstawianie telewizora albo tunera wcześniej w kolejności bierze się zwykle z patrzenia na sprzęt „od środka pokoju”, a nie od strony źródła sygnału. Z technicznego punktu widzenia zawsze patrzymy od satelity w stronę użytkownika, a nie odwrotnie. To podejście jest zgodne z dobrymi praktykami instalatorskimi i normami opisującymi systemy odbioru telewizji satelitarnej, gdzie wyraźnie wyróżnia się część antenową na zewnątrz budynku i część odbiorczą wewnątrz.