Prawidłowy zestaw parametrów to BER, C/N oraz poziom sygnału, bo właśnie te trzy wielkości pozwalają realnie ocenić, czy w gnieździe abonenckim sygnał DVB-T spełnia wymagania norm i będzie stabilnie działał w praktyce. Poziom sygnału (najczęściej w dBµV) mówi, czy sygnał jest wystarczająco silny, żeby tuner mógł poprawnie zdekodować multipleks. Dla DVB-T w instalacjach zbiorczych przyjmuje się zwykle zakres rzędu ok. 45–74 dBµV na gnieździe, zgodnie z zaleceniami norm takich jak PN-EN 60728. Za niski poziom to ryzyko zrywania odbioru, za wysoki – przesterowanie wejścia tunera, intermodulacje, szumy własne wzmacniaczy. Drugi parametr, C/N (carrier to noise), czyli stosunek nośnej do szumu, pokazuje, jak bardzo sygnał użyteczny „wystaje” ponad tło szumowe. W DVB-T typowo oczekuje się wartości rzędu kilkunastu dB, w zależności od modulacji (np. 64-QAM wymaga wyższego C/N niż 16-QAM). To jest taki wskaźnik „czystości” sygnału z punktu widzenia teorii transmisji. Natomiast BER (Bit Error Rate) to już bezpośrednia informacja, ile bitów jest błędnych przed lub po korekcji FEC. W praktyce przy pomiarach instalacyjnych patrzy się głównie na BER przed korekcją (tzw. pre-BER), bo on pokazuje zapas jakości sygnału. Dobrze zaprojektowana instalacja antenowa zapewnia bardzo niski BER w gnieździe, co oznacza, że nawet przy gorszej pogodzie czy niewielkich zakłóceniach system nadal będzie miał margines bezpieczeństwa. Moim zdaniem dopiero zestawienie tych trzech: poziomu, C/N i BER daje pełen obraz – widzisz, czy sygnał jest dość silny, dość czysty i faktycznie poprawnie dekodowany. Właśnie tak pracują profesjonalne mierniki instalatorskie do DVB-T: pokazują jednocześnie poziom, C/N, MER/BER, ale z punktu widzenia oceny w gnieździe użytkownika minimalny, sensowny zestaw to ten z odpowiedzi, którą wybrałeś.
W ocenie jakości sygnału DVB-T w gnieździe abonenckim bardzo łatwo skupić się na parametrach, które brzmią „mądrze”, ale nie przekładają się bezpośrednio na realną, techniczną ocenę odbioru. Typowym błędem jest przywiązywanie wagi do liczby odbieranych kanałów jako parametru jakości. Liczba kanałów to tylko efekt końcowy: jeśli sygnał jest na granicy poprawnego odbioru, tuner i tak zwykle pokaże listę programów, ale przy byle zakłóceniu pojawią się piksele, zatrzymania obrazu, rwanie fonii. Sama informacja „ile kanałów widzi odbiornik” nie mówi nic o marginesie bezpieczeństwa, o odporności na zakłócenia ani o rezerwie jakości. To jest bardziej wskaźnik wygody dla użytkownika, a nie miara jakości sygnału zgodna z praktyką instalatorską i normami. Kolejna pułapka to zastępowanie BER parametrem MER bez patrzenia na pełny zestaw. MER jest oczywiście bardzo wartościowym parametrem i w wielu miernikach jest traktowany jako kluczowy wskaźnik jakości modulacji, ale samo MER bez informacji o poziomie sygnału i bez sprawdzenia BER nie daje pełnego obrazu sytuacji w gnieździe abonenckim. Można mieć przyzwoite MER, a jednocześnie zbyt niski poziom sygnału na końcówce instalacji, co w praktyce doprowadzi do niestabilnego odbioru u abonenta. Zdarza się też myślenie, że wystarczy C/N i poziom sygnału, bo „jak jest mocno i czysto, to musi działać”. To też jest uproszczenie. C/N jest parametrem bardziej teoretycznym i nie uwzględnia wszystkich zniekształceń, zakłóceń impulsowych czy problemów w torze transmisyjnym. Dopiero BER pokazuje, jak ten cały miks zakłóceń, szumów i zniekształceń przekłada się na realną liczbę błędów bitowych w strumieniu DVB-T. Z mojego doświadczenia, gdy instalatorzy opierają się tylko na poziomie sygnału i „tym, że jest dużo kanałów”, potem wracają na reklamacje, bo w czasie burzy albo przy włączeniu sąsiadowi jakiegoś zasilacza zaczyna się pikselizacja. Dobre praktyki branżowe i normy dla instalacji RTV-SAT jasno kierują w stronę pomiaru parametrów jakościowych takich jak BER i C/N oraz kontrolowania poziomu sygnału w określonym przedziale. Dlatego odpowiedzi, które pomijają BER albo zastępują go „liczbą kanałów”, odrywają się od tego, jak faktycznie projektuje i odbiera się instalacje DVB-T w realnych warunkach.