Prawidłowo wskazana przyczyna to uszkodzenie kabla, bo to właśnie ono realnie zmienia fizyczne parametry linii, a razem z nimi impedancję falową. Impedancja falowa kabla zależy głównie od geometrii przewodów (średnica żyły, odległość między żyłą a ekranem) oraz od parametrów dielektryka (stała przenikalności, jednorodność, stan mechaniczny). Jeśli kabel jest zgnieciony, załamany, częściowo stopiony, ma przetartą izolację albo zawilgocony dielektryk, to zmieniają się te wielkości i lokalnie pojawia się inna impedancja niż nominalne np. 50 Ω czy 75 Ω. To z kolei powoduje niedopasowanie, odbicia sygnału, wzrost współczynnika fali stojącej (SWR) i spadek jakości transmisji. W praktyce, przy instalacjach antenowych, sieciach LAN na kablu koncentrycznym czy systemach radiokomunikacyjnych, standardem jest stosowanie kabli o określonej impedancji (np. 50 Ω dla większości systemów radiowych, 75 Ω dla TV/SAT) i pilnowanie, żeby nie były mechanicznie uszkodzone. Z mojego doświadczenia typowy scenariusz to kabel mocno zagięty przy wyjściu z masztu albo przy wejściu do budynku. Na mierniku SWR od razu widać „górkę”. Dobrą praktyką jest prowadzenie kabli z minimalnym promieniem gięcia zgodnym z katalogiem producenta oraz stosowanie odpowiednich uchwytów, żeby nie dopuścić do zgniatania izolacji. W instalacjach profesjonalnych co jakiś czas robi się pomiary reflektometrem TDR, który potrafi wykryć miejsce zmiany impedancji i wskazać, gdzie kabel jest uszkodzony lub zawilgocony. Normy branżowe i zalecenia producentów kabli wyraźnie podkreślają, że ciągłość struktury dielektryka i geometrii przewodu jest kluczowa dla zachowania stałej impedancji falowej na całej długości linii.
W tym zadaniu łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że wszystko, co wpływa na jakość odbioru, od razu zmienia impedancję falową kabla. To nie do końca tak działa. Impedancja falowa jest własnością samego kabla jako linii transmisyjnej – zależy od jego budowy geometrycznej i parametrów dielektryka, a nie od zjawisk zewnętrznych typu pogoda czy stanu urządzeń na końcu. Burza śnieżna oczywiście może pogorszyć propagację fal radiowych, wprowadzić zakłócenia, zaszumienie, tłumienie sygnału na trasie fala–antena. Ale kabel leżący w ścianie czy na maszcie nadal ma tę samą konstrukcję: ten sam przekrój żyły, tę samą odległość do ekranu, ten sam dielektryk. O ile nie dojdzie do fizycznego uszkodzenia (np. pęknięcie, przetarcie, woda w dielektryku), sama burza nie zmienia jego impedancji falowej. To typowy błąd: mylenie problemów z propagacją z parametrami samej linii. Podobnie uszkodzenie odbiornika nie modyfikuje impedancji falowej kabla. Może się zmienić impedancja wejściowa odbiornika, czyli dopasowanie na końcu linii. Wtedy pojawia się niedopasowanie, odbicia, SWR rośnie, ale to jest zmiana „obciążenia” linii, a nie jej własnej impedancji charakterystycznej. Kabel nadal ma swoje nominalne 50 Ω czy 75 Ω, tylko układ kabel–odbiornik przestaje być poprawnie dopasowany. W praktyce serwisowej trzeba umieć to rozróżnić: czy winny jest tor antenowy (uszkodzony kabel, złącze) czy samo urządzenie. Złe zamontowanie anteny to kolejny częsty trop. Źle dobrana długość promiennika, brak przeciwwag, zły punkt mocowania – wszystko to wpływa na impedancję samej anteny i jej dopasowanie do kabla. W efekcie znowu mamy niedopasowanie, ale to antena „nie pasuje” do kabla, a nie kabel zmienia swoją impedancję. Moim zdaniem kluczowe w tej tematyce jest rozdzielenie: co jest parametrem stałym linii transmisyjnej (impedancja falowa), a co jest parametrem obciążenia i warunków zewnętrznych. Dopiero fizyczne uszkodzenie, zmiana struktury dielektryka, zgniecenie, zawilgocenie czy przegrzanie kabla realnie modyfikuje jego impedancję falową, co potwierdzają zarówno pomiary TDR, jak i zalecenia producentów w dokumentacji technicznej.