Minimalny poziom odstępu sygnału od szumu (SNR) dla sygnałów telewizyjnych przyjmuje się na poziomie około 38 dB i właśnie dlatego odpowiedź 38 dB jest uznawana za prawidłową. Przy takim odstępie sygnał jest na tyle „mocny” w porównaniu z szumem, że obraz jest subiektywnie oceniany jako czysty, bez dokuczliwych zakłóceń typu „śnieg”, migotanie czy wyraźne ziarno. W praktyce instalatorskiej i według zaleceń wielu norm branżowych przyjmuje się, że około 38 dB to dolna granica komfortowego odbioru telewizji analogowej, a dla systemów cyfrowych jest to też bezpieczny poziom, dający zapas na wahania sygnału, tłumienie kabli czy starzenie się instalacji. Moim zdaniem to trochę taka granica „jeszcze jest dobrze”, poniżej której zaczyna się walka o jakość obrazu. W typowej instalacji RTV-SAT, gdy projektuje się wzmacniacze, rozgałęźniki i długości przewodów, technik cały czas patrzy na SNR. Jeżeli mamy np. poziom sygnału 70 dBµV i odstęp sygnał/szum 38 dB, to nawet po przejściu przez kilka gniazd abonenckich i paręnaście metrów kabla koncentrycznego nadal zostaje sensowny margines. Gdyby ten odstęp był mniejszy, np. 25 dB, każdy dodatkowy element w torze powodowałby szybkie pogorszenie jakości. Dobre praktyki mówią wprost: projektuj instalację tak, żeby u gniazda abonenckiego zachować co najmniej te okolice 38 dB. W systemach telewizji cyfrowej (DVB-T/T2, DVB-C) teoretycznie można by zejść z SNR nieco niżej, bo transmisje cyfrowe mają korekcję błędów, ale w realnym świecie jest odbicie od ścian, zakłócenia impulsowe od zasilaczy, tłumienie złączek, więc ten „papierowy” minimalny SNR to za mało. Dlatego praktycy nadal trzymają się orientacyjnie granicy 38 dB jako bezpiecznego minimum, szczególnie w środowiskach o większym poziomie zakłóceń elektromagnetycznych. Im wyższy odstęp sygnał/szum, tym większy komfort oglądania i mniejsza podatność na chwilowe spadki poziomu sygnału, dlatego w porządnie zaprojektowanych sieciach kablowych często dąży się nawet do 40–45 dB, ale 38 dB pozostaje rozsądnym progiem „nie schodź niżej”.
W pytaniach o minimalny odstęp sygnału od szumu dla telewizji wiele osób intuicyjnie wybiera wartości zdecydowanie za niskie albo przeciwnie – przesadnie wysokie, nie zastanawiając się, jak to wygląda w realnych instalacjach i wymaganiach jakości obrazu. Główny błąd polega na myleniu poziomu samego sygnału z jego odstępem od szumu oraz na przekonaniu, że skoro „coś tam widać”, to znaczy, że SNR może być bardzo mały. W praktyce branżowej przyjmuje się, że poniżej około 38 dB jakość odbioru telewizji, szczególnie analogowej, zaczyna wyraźnie spadać, a w systemach cyfrowych rośnie liczba błędów, zacięć i artefaktów. Wartości typu 15 dB są charakterystyczne bardziej dla sytuacji granicznych, gdzie sygnał jest praktycznie na krawędzi użyteczności. Przy takim SNR obraz analogowy byłby bardzo zaszumiony, pełen „śniegu”, a w transmisji cyfrowej dekoder wchodziłby w tzw. efekt klifu – chwilami obraz jeszcze się pojawia, ale co chwilę zanika, pixelozuje, dźwięk się rwie. To nie jest poziom, który można uznać za minimalny dla normalnej, komfortowej eksploatacji. To raczej wartość, przy której technik wie, że instalacja jest poważnie niedomagająca. Wybór 25 dB wynika często z takiego myślenia, że „przecież 25 to już dużo więcej niż 10 czy 15, więc pewnie wystarczy”. Problem w tym, że skala decybelowa jest logarytmiczna, a przy telewizji standardy jakości są dość wymagające. Przy około 25 dB wciąż widać wyraźny wpływ szumu na obraz, a każdy dodatkowy metr kabla, każde słabsze złącze czy gorszy rozgałęźnik jeszcze ten odstęp pogarsza. W nowoczesnych instalacjach, szczególnie w sieciach kablowych czy zbiorczych SMATV, taki poziom uznaje się za zdecydowanie zbyt niski do oddania instalacji klientowi. Z drugiej strony wartość 43 dB może wydawać się kusząca jako „bezpieczniejsza”, bo im więcej, tym lepiej. I faktycznie – w praktyce dobrze zaprojektowana sieć często osiąga takie lub nawet wyższe SNR. Natomiast pytanie dotyczy minimalnego wymaganego poziomu odstępu sygnału od szumu, a nie poziomu optymalnego czy zalecanego dla wysokiej klasy sieci. Przyjęcie 43 dB jako absolutnego minimum sugerowałoby, że wszystko poniżej jest bezużyteczne, co nie jest zgodne z praktyką i dokumentami odniesienia. W normach i zaleceniach dotyczących systemów telewizyjnych zwykle podaje się wartości w okolicach 38 dB jako dolną granicę akceptowalnej jakości, zostawiając wyższe SNR jako po prostu lepszy komfort, ale nie konieczny warunek działania. Typowym błędem myślowym jest też ignorowanie zapasu na degradację w czasie. Instalacja w dniu uruchomienia może mieć np. 40–42 dB, ale po kilku latach, przy lekkim spadku parametrów wzmacniaczy, utlenieniu złącz czy zmianie warunków propagacji, ten SNR obniży się o kilka decybeli. Dlatego właśnie minimalny poziom nie może być ustawiony ani za nisko (jak 15 czy 25 dB), bo wtedy system od razu jest na granicy, ani sztucznie za wysoko (jak 43 dB), bo to nie odzwierciedla realnych wymagań dopuszczalnej jakości. Z mojego doświadczenia wynika, że trzymanie się progu około 38 dB jest rozsądnym kompromisem między teorią a praktyką serwisową i tym, co faktycznie akceptują użytkownicy przy codziennym oglądaniu telewizji.