Poprawna jest para: jedno stabilizowane źródło światła + jeden miernik mocy optycznej. W praktyce właśnie taki zestaw tworzy tzw. OLTS (Optical Loss Test Set), czyli podstawowy komplet do pomiaru tłumienia toru światłowodowego zgodnie z zaleceniami IEC 61280-4-2 czy ITU-T. Idea jest prosta: z jednej strony toru światłowodowego podłączasz źródło światła o określonej długości fali (np. 1310 nm, 1550 nm dla SM lub 850/1300 nm dla MM), a z drugiej strony – miernik mocy optycznej. Najpierw wykonuje się procedurę „zerowania” albo referencji, czyli ustala się poziom odniesienia bez badanego odcinka (lub z określoną konfiguracją kabli referencyjnych – 1-jumper, 2-jumper, czasem 3-jumper, zależnie od normy). Dopiero potem wstawia się badany odcinek światłowodu. Różnica mocy na mierniku przed i po wpięciu toru to właśnie jego tłumienie w dB. Żeby spełnić warunek z pytania „kolejno z obu stron”, nie potrzebujesz dwóch kompletów urządzeń. Wystarczy ten sam zestaw, ale użyty dwa razy: najpierw źródło po stronie A, miernik po stronie B, zapisujesz wynik; potem zamieniasz strony – źródło idzie na B, miernik na A – i mierzysz ponownie. W ten sposób sprawdzasz tłumienie w obu kierunkach, co ma znaczenie np. przy długich trasach, złączach spawanych i złączach mechanicznych, gdzie mogą występować zjawiska asymetrii czy różnice przy różnych długościach fali. W praktyce instalatorskiej, np. przy odbiorach sieci FTTH, MAN albo w sieciach kampusowych, taki pomiar dwukierunkowy jest często wymagany przez inwestora albo wpisany w procedury jakościowe. Moim zdaniem warto zapamiętać, że reflektometr (OTDR) służy głównie do lokalizacji uszkodzeń, sprawdzenia jakości spawów i złącz, a typowy „pomiar tłumienia toru” do protokołu odbiorczego robi się właśnie klasycznym zestawem: źródło + miernik mocy. To jest proste, powtarzalne i zgodne z dobrą praktyką branżową.
W tym zadaniu łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że do wszystkiego w światłowodach najlepszy jest reflektometr optyczny albo że skoro chcemy mierzyć z obu stron, to potrzebujemy dwóch takich samych urządzeń. Z mojego doświadczenia to bardzo typowy błąd u osób, które dopiero zaczynają z pomiarami. Reflektometr optyczny (OTDR) to świetne urządzenie diagnostyczne, ale jego głównym zadaniem jest analiza rozkładu tłumienia wzdłuż włókna, lokalizacja spawów, złącz i uszkodzeń. Pokazuje on zdarzenia odbiciowe i nieodbiciowe, ale nie jest podstawowym narzędziem do referencyjnego pomiaru tłumienia toru w rozumieniu norm transmisyjnych. Dwa reflektometry po obu stronach to już w ogóle przerost formy nad treścią – drogie, kłopotliwe w konfiguracji i wciąż nie realizuje wprost klasycznego pomiaru strat typu „end-to-end” zgodnie z IEC 61280-4. Podobnie złudnie wygląda pomysł użycia dwóch mierników mocy optycznej. Miernik mocy nie generuje sygnału, on tylko go odbiera i wskazuje poziom w dBm lub mW. Jeśli po obu stronach masz wyłącznie mierniki, to tak naprawdę nie ma co mierzyć, bo żadne z urządzeń nie emituje światła. To trochę tak, jakby próbować mierzyć napięcie w obwodzie, w którym nie ma źródła zasilania – same multimetry nic nie pokażą. Część osób zakłada, że skoro reflektometr ma wbudowane źródło, to wystarczy jeden reflektometr plus tzw. rozbiegówka i już da się wszystko pomierzyć. Rozbiegówka (launch cable) jest ważna przy pracy OTDR, bo pozwala zobaczyć pierwsze złącze i ustabilizować profil, ale nadal jest to pomiar reflektometryczny, a nie klasyczny pomiar tłumienia metodą mocy. OTDR podaje tłumienie wyliczone z przebiegu impulsu, a nie prostą różnicę mocy na wejściu i wyjściu toru. Branżowe dobre praktyki i procedury odbiorowe rozróżniają te dwie klasy pomiarów: pomiar reflektometryczny i pomiar tłumienia metodą transmisyjną. Do tego drugiego potrzebne jest źródło światła i miernik mocy optycznej, a nie dwa identyczne urządzenia bez możliwości generowania sygnału. Kluczowy błąd myślowy polega więc na utożsamianiu „bardziej zaawansowanego” sprzętu z „bardziej poprawnym” do każdej sytuacji. Tymczasem w pomiarach światłowodowych liczy się zgodność z normami, prostota konfiguracji i powtarzalność, a nie ilość elektroniki na stole.