Prawidłowo wskazany przyrząd to miernik elementowej stopy błędów (BER – Bit Error Rate meter), bo w cyfrowej transmisji danych jakość łącza ocenia się głównie przez to, ile bitów zostaje przekłamanych w stosunku do wszystkich przesłanych. To jest dokładnie to, co mierzy BER: stosunek liczby błędnych bitów do całkowitej liczby bitów przesłanych w określonym czasie. Moim zdaniem to jest takie „kluczowe” narzędzie przy uruchamianiu i diagnostyce łączy cyfrowych – od prostych łączy szeregowych, przez E1, SDH, aż po systemy Ethernetowe i radiolinie cyfrowe. W praktyce miernik BER generuje znaną sekwencję testową (np. PRBS – pseudolosowy ciąg bitów, często PRBS-7, PRBS-15, PRBS-23) i wysyła ją przez badane łącze. Na drugim końcu ta sama sekwencja jest odtwarzana i porównywana z tym, co faktycznie przyszło. Każde niezgodne przejście 0→1 lub 1→0 jest liczone jako błąd. Na tej podstawie liczony jest parametr BER, np. 10⁻⁶, 10⁻⁹ itd. W nowoczesnych sieciach telekomunikacyjnych i transmisyjnych standardy (np. ITU-T G.821, G.826, M.2100) definiują dopuszczalne wartości BER dla różnych klas usług. Dla łączy szkieletowych często wymaga się BER rzędu 10⁻⁹ lub lepszego, dla radiolinii dostępowych może być trochę gorzej, ale dalej jest to główny wskaźnik jakości. W dobrych praktykach przy odbiorze łącza wykonuje się dłuższy test BER (np. 15 minut, 1 godzina, czasem 24 godziny), żeby sprawdzić stabilność parametrów w czasie, a nie tylko „chwilowy” stan. Warto też wiedzieć, że mierniki BER potrafią raportować nie tylko sam BER, ale też inne wskaźniki jakości, np. SES (Severely Errored Seconds), ES (Errored Seconds), co jest wymagane w wielu procedurach SLA. W przeciwieństwie do zwykłego miernika mocy czy analizatora logicznego, tutaj od razu dostajesz wynik wprost powiązany z tym, co interesuje operatorów i inżynierów transmisji: czy łącze spełnia parametry jakościowe, czy nie.
W cyfrowej transmisji danych bardzo łatwo skupić się na pojedynczych parametrach fizycznych sygnału i mieć wrażenie, że jak one są „ładne”, to jakość transmisji też jest dobra. To jest typowy błąd myślowy: mylenie poprawnych warunków fizycznych z rzeczywistą jakością informacji, czyli z tym, czy bity dochodzą bezbłędnie. Miernik mocy optycznej świetnie nadaje się do pomiaru poziomu sygnału w torach światłowodowych. Pozwala sprawdzić tłumienie, budżet mocy, dobrać odpowiednie tłumiki czy ocenić, czy nadajnik w ogóle świeci z odpowiednią mocą. Jednak miernik mocy nie powie nic o tym, ile bitów zostało przekłamanych. Można mieć idealny poziom optyczny, a przez szum, zniekształcenia, odbicia czy błędy w warstwie fizycznej dalej występują błędy bitowe. On bada tylko „ile światła”, a nie „czy dane są poprawne”. Selekywny miernik poziomu z kolei służy głównie do analizy sygnałów w dziedzinie częstotliwości. Jest bardzo przydatny przy systemach analogowych, przy pomiarach widma, zakłóceń, intermodulacji, poziomów kanałowych w systemach radiowych czy kablowych. Można nim pośrednio ocenić warunki pracy toru transmisyjnego, ale nie da się na jego podstawie bezpośrednio wyznaczyć elementowej stopy błędów. On nie analizuje ciągu bitów, tylko poziomy sygnału w określonych pasmach częstotliwości. Analizator stanów logicznych wydaje się z kolei kuszącym wyborem, bo „też jest cyfrowy”. W praktyce to narzędzie do badania magistral i układów cyfrowych na poziomie sprzętowym: przebiegi na liniach danych, zegarach, protokoły równoległe czy szeregowe w urządzeniach. Świetny w serwisie elektroniki cyfrowej, ale kompletnie niepraktyczny do oceny jakości łączy transmisyjnych w sensie telekomunikacyjnym. Można nim zobaczyć przebiegi, czasem wykryć pojedyncze błędy, ale nie da się wygodnie i wiarygodnie zmierzyć BER na poziomie 10⁻⁶ czy 10⁻⁹, co jest standardem w branży. Dobre praktyki telekomunikacyjne, opisane chociażby w zaleceniach ITU-T, wskazują wprost na użycie specjalizowanych mierników elementowej stopy błędów. Takie urządzenia generują znormalizowane sekwencje testowe, porównują je bit po bicie i raportują wskaźniki jakości zgodne z wymaganiami SLA. Cała reszta przyrządów, choć bardzo przydatna przy uruchamianiu i diagnostyce, nie zastąpi bezpośredniego pomiaru BER, bo nie bada bezpośrednio poprawności przesyłanych danych, tylko warunki pracy toru.