W tym pytaniu kluczowe jest słowo „zawsze”. Przy wzmacniaczach sygnałowych zakładamy, że poziom szumów własnych układu (szumy termiczne, szumy wejściowe tranzystorów, op-ampów itd.) jest w dużym przybliżeniu stały dla danego punktu pracy i pasma. Gdy zmniejszasz poziom wyjściowy sygnału, a szum pozostaje na tym samym poziomie, to odstęp sygnał–szum (SNR, Signal to Noise Ratio) musi się zmniejszyć. Czyli sygnał staje się „mniej wyraźny” na tle szumu. I to jest dokładnie to, o co chodzi w tej odpowiedzi. W praktyce, w systemach audio, radiowych czy pomiarowych zawsze dąży się do jak największego SNR, bo to przekłada się na czytelność i jakość sygnału. Dlatego np. w studiu nagraniowym ustawia się poziomy tak, żeby sygnał chodził możliwie wysoko, ale jeszcze bez przesterowania – właśnie po to, by szumy tła były jak najmniej słyszalne. Podobnie w torach RF: w specyfikacjach urządzeń znajdziesz parametry typu NF (Noise Figure) i minimalny poziom sygnału wejściowego. Z mojego doświadczenia większość problemów z „brudnym” dźwiękiem albo słabym zasięgiem radiowym wynika nie z jakichś kosmicznych zniekształceń nieliniowych, tylko z kiepskiego odstępu sygnał–szum. Dobre praktyki mówią: najpierw ogarnij poziomy sygnału i szumy, dopiero potem baw się w analizę zniekształceń drugiego czy trzeciego rzędu. Te zniekształcenia rosną głównie przy zbliżaniu się do maksymalnego poziomu wyjściowego wzmacniacza (obszar nasycenia, clipping), czyli tam, gdzie nieliniowość elementów jest największa. Kiedy obniżasz poziom wyjściowy, z reguły zmniejszasz udział zniekształceń nieliniowych, ale za to poświęcasz SNR. Dlatego mówi się o „optymalnym wysterowaniu” – trzeba znaleźć taki poziom, żeby z jednej strony nie przesterować, a z drugiej nie utopić sygnału w szumach. Twoja odpowiedź o szumach idealnie się w to wpisuje i jest zgodna z praktyką serwisową i projektową.
Wzmacniacze to takie układy, gdzie trzeba cały czas mieć w głowie dwie rzeczy: liniowość i szumy. Łatwo się pomylić i założyć, że jeśli zmniejszamy poziom wyjściowy, to „wszystko złe” się zmniejsza: szumy, zniekształcenia skrośne, harmoniczne drugiego i trzeciego rzędu. Intuicyjnie brzmi to sensownie, ale w praktyce tak nie jest. W tym pytaniu chodzi o coś bardzo konkretnego: o odstęp sygnału od czegoś, czyli o relację, nie o bezwzględny poziom. Szumy we wzmacniaczu, zwłaszcza w typowych stopniach małosygnałowych, są w dużej mierze stałe dla danego pasma i temperatury. Jeżeli ściszasz sygnał wyjściowy, a szum się prawie nie zmienia, to odstęp sygnał–szum musi się pogorszyć. I to dzieje się zawsze, niezależnie czy to wzmacniacz audio, IF w radiu, czy przedwzmacniacz pomiarowy. Natomiast zniekształcenia skrośne oraz drugiego i trzeciego rzędu wynikają głównie z nieliniowości elementów aktywnych i ich pracy blisko granic zakresu. Im bliżej maksymalnego poziomu wyjściowego (clipping, nasycenie, obcinanie półokresów), tym bardziej rosną harmoniczne i intermodulacja. Kiedy zmniejszasz poziom sygnału, zwykle oddalasz się od obszaru silnej nieliniowości, więc te zniekształcenia właśnie maleją, a nie rosną. Dlatego stwierdzenie, że zmniejszenie poziomu wyjściowego zawsze zmniejsza odstęp sygnału od zniekształceń skrośnych lub harmonicznych, jest odwrotne do rzeczywistości: w normalnym zakresie pracy odstęp sygnału od zniekształceń raczej się poprawia. Typowy błąd myślowy polega na wrzuceniu „wszystkich zakłóceń” do jednego worka i traktowaniu ich jak szum. Tymczasem w inżynierii rozróżnia się szum (losowy, szerokopasmowy) i zniekształcenia nieliniowe (deterministyczne, związane z amplitudą i nieliniowością). Dobre praktyki projektowe, opisane chociażby w notach aplikacyjnych producentów wzmacniaczy operacyjnych czy układów RF, wyraźnie rozdzielają analizę SNR i analizę THD/IMD. W efekcie poprawna odpowiedź w tym zadaniu musi odnosić się do szumów, bo tylko w ich przypadku można mówić, że przy zmniejszeniu poziomu sygnału odstęp sygnał–zakłócenie zawsze maleje.