Choroba ziemniaczana w pieczywie, czyli tzw. „ropiejka”, to temat, który naprawdę warto dobrze rozumieć, jeśli ktoś myśli poważnie o zawodzie piekarza lub technologa żywności. Za jej powstawanie odpowiadają bakterie przetrwalnikujące, najczęściej z rodzaju Bacillus, na przykład Bacillus subtilis czy Bacillus mesentericus. Właśnie te bakterie potrafią przetrwać proces wypieku, bo są odporne na wysokie temperatury dzięki swoim formom przetrwalnikowym. Potem, już w gotowym chlebie, kiedy warunki są wilgotne i ciepłe, zaczynają się namnażać, prowadząc do rozkładu skrobi i białek. Efekt? Miękisz staje się lepki, wilgotny, czasem wręcz śluzowaty, a zapach pieczywa robi się nieprzyjemny, wręcz zgniły. W praktyce piekarskiej, mówi się, że to jeden z największych problemów szczególnie przy chlebie pszennym o niskiej kwasowości. Profesjonalne piekarnie zapobiegają temu, stosując dobre praktyki higieniczne, szybkie chłodzenie bochenków po wypieku oraz magazynowanie chleba w odpowiednich warunkach. Moim zdaniem ważne jest też, żeby zwracać uwagę na pochodzenie i jakość mąki, bo to ona często jest źródłem tych bakterii. Przestrzeganie twardych standardów sanitarnych naprawdę robi tu różnicę i pozwala uniknąć sporych strat produkcyjnych. Sam pamiętam, jak podczas praktyk pierwszy raz zobaczyłem „ropiejący” bochenek – od razu zapada w pamięć, więc warto znać przyczynę i umieć ją eliminować.
Wiele osób kojarzy choroby pieczywa głównie z pleśnią albo szkodnikami, ale kiedy mówimy o typowych objawach takich jak wilgotny, lepki miękisz i charakterystyczny nieprzyjemny zapach, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Na przykład czarna pleśń rzeczywiście może pojawiać się na powierzchni pieczywa, jednak jej objawy są zupełnie inne – to raczej suche, czarne naloty i widoczne kolonie grzybów, które rozwijają się przy dłuższym przechowywaniu w wilgotnym środowisku, a nie zmiany w strukturze miękiszu zaraz po wypieku. Mklika mącznego natomiast to zdecydowanie szkodnik magazynowy, owad, który żeruje na surowcach takich jak mąka, a nie organizm powodujący choroby podczas wypieku. Owszem, jego obecność jest poważnym problemem w magazynowaniu, bo prowadzi do zanieczyszczenia surowców, ale nie wywołuje on zmian technologicznych w chlebie. Drożdże kwasowe brzmią groźnie, lecz są bardziej związane z procesem fermentacji ciasta, a nie z chorobami pieczywa po wypieku. Nadmierna aktywność drożdży może prowadzić do nadmiernej kwasowości, ale nie do opisywanych objawów lepkiego, śluzowatego miękiszu. W praktyce, najczęstszym błędem jest mylenie naturalnych procesów mikrobiologicznych, korzystnych dla chleba, z faktycznymi patogenami. Moim zdaniem, takie skojarzenie bierze się z ogólnego lęku przed mikroorganizmami – nie każdy mikrob to od razu groźny dla produktu czynnik. Największe zagrożenie w tej sytuacji stanowią bakterie przetrwalnikujące, których odporność na temperaturę i trudność eliminacji są dobrze opisane w podręcznikach i branżowych normach higienicznych. Warto pamiętać, że zrozumienie źródła problemu to podstawa skutecznej profilaktyki technologicznej.