Metoda pięciofazowa w prowadzeniu ciasta żytniego to naprawdę klasyka w polskim piekarstwie – i to nie bez powodu. Tu każda faza ma swoją funkcję i czas, a co za tym idzie – wpływa na końcowe właściwości chleba. Na początku mamy zaczyn, czyli pierwszą fazę, gdzie wszystko się dopiero rozkręca – mąka żytnia, woda i trochę zakwasu. Najważniejsze tu, moim zdaniem, jest to, żeby nie przestymulować zakwasu już na starcie. Potem wchodzimy w przedkwas. To taka faza wstępna przed intensywnym namnażaniem bakterii kwasu mlekowego, dzięki czemu chleb potem nie jest zbyt kwaśny, a jego smak jest taki fajnie zbalansowany. W trzeciej fazie mamy półkwas – tu już bakterie pracują na pełnych obrotach, pH zaczyna wyraźnie spadać, ciasto robi się lekko lepkie. Kwas to czwarty etap, kiedy kwasowość jest już na bardzo wysokim poziomie. Wreszcie robimy ciasto właściwe, czyli mieszamy wszystko razem i przygotowujemy do wypieku. To jest ważne, bo dzięki tej kolejności uzyskujemy bardzo stabilny, dobrze wyrośnięty i aromatyczny chleb żytni. Z mojego doświadczenia wynika, że trzymając się tej kolejności, po prostu nie ma lipy – ciasto zawsze wychodzi. Stosowanie pięciofazowego prowadzenia pozwala też utrzymać powtarzalność i wysoką jakość pieczywa, co docenią zarówno rzemieślnicy, jak i większe piekarnie. Warto dodać, że takie podejście zbiega się z wytycznymi Instytutu Przemysłu Piekarskiego i jest uznawane za wzorzec w branży.
Patrząc na kolejność faz w metodzie pięciofazowej, łatwo się pogubić, bo same nazwy sugerują podobne czynności i można je pomylić. Jednak kluczem jest zrozumienie, że każda faza ma inną funkcję i stężenie kwasu oraz inne tempo fermentacji. Częsty błąd to zamiana półkwasu z przedkwasem – brzmią prawie identycznie, ale technicznie są zupełnie różne. Przedkwas to etap, gdzie dopiero zaczynamy rozbudzać mikroflorę zakwasu, a półkwas pojawia się później, kiedy fermentacja już nabiera rozpędu. Zdarza się też, że ktoś myśli, iż kwas jest pierwszą fazą, a to zupełnie nie tak – kwas to wynik wcześniejszej pracy innych faz. Przyjmując, że zaczynamy od półkwasu lub kwasu, łatwo stracić kontrolę nad rozwojem bakterii, co skutkuje zbyt kwaśnym, zbitym chlebem lub wręcz destabilizacją całego procesu. Takie pomyłki prowadzą często do problemów z konsystencją ciasta i jego wyrośnięciem. Z praktyki wiem, że osoby uczące się zawodowo piekarstwa, które mieszają te etapy, najczęściej mają problem z uzyskaniem powtarzalnych rezultatów i narzekają na brak charakterystycznego aromatu czy sprężystości miękiszu. Branżowe standardy – na przykład wytyczne Instytutu Przemysłu Piekarskiego czy technologiczne zalecenia piekarni rzemieślniczych – jasno wskazują, że poprawną i bezpieczną drogą jest kolejność: zaczyn, przedkwas, półkwas, kwas i dopiero potem ciasto. Dopiero dzięki takiemu prowadzeniu możemy uzyskać produkt o wysokiej wartości smakowej i technologicznej. Mylenie tych faz to naprawdę częsty grzech wśród początkujących piekarzy, ale warto się tego pilnować, bo efekty są od razu widoczne w jakości pieczywa.