Temperatura rozpuszczonego tłuszczu dodawanego do ciasta pszennego rzeczywiście nie powinna przekraczać 40°C. Wynika to z faktu, że wyższa temperatura tłuszczu może niekorzystnie wpłynąć na strukturę glutenu w cieście oraz aktywność drożdży i innych składników fermentujących. Jeśli tłuszcz będzie zbyt gorący, może częściowo zdenaturować białka i „ugotować” drożdże, co spowoduje, że ciasto nie wyrośnie prawidłowo i po prostu straci swoją puszystość. W praktyce, kiedy przygotowuję ciasto drożdżowe lub bułki, zawsze sprawdzam temperaturę tłuszczu – wystarczy, że będzie lekko ciepły, ledwo wyczuwalny pod palcem (tak jak mleko dla dziecka). Według większości podręczników technologii gastronomicznej i zaleceń doświadczonych cukierników, bezpiecznym poziomem jest właśnie około 40°C, bo taka temperatura nie stanowi zagrożenia dla drożdży, a jednocześnie pozwala równomiernie rozprowadzić tłuszcz w cieście. Dodatkowo, zbyt wysoka temperatura często powoduje, że ciasto robi się „ciężkie”, mniej elastyczne i szybciej się starzeje. Moim zdaniem, trzymanie się tej granicy to nie tylko teoria, ale bardzo praktyczna zasada, która pozwala uzyskać wypieki o idealnej teksturze, smaku i świeżości – i tego faktycznie warto się pilnować nawet w domowej kuchni.
W branży piekarsko-cukierniczej temperatura składników ma kolosalne znaczenie dla końcowej jakości produktów, zwłaszcza jeśli chodzi o tłuszcze dodawane do ciasta pszennego. Często popełnianym błędem jest przekonanie, że tłuszcz można dodać nawet bardzo gorący, by szybciej się połączył z mąką czy skrócił czas wyrabiania ciasta. Niestety, jeśli tłuszcz ma temperaturę 90°C, czy nawet 80°C, to absolutnie zniszczy aktywność drożdży – w takiej temperaturze większość mikroorganizmów ginie niemal natychmiast. Słyszałem nawet od znajomych, że niektórzy sądzą, że wyższa temperatura poprawi strukturę ciasta – niestety, jest dokładnie odwrotnie. Białka glutenu zaczynają się ścinać już przy ok. 60°C, więc tłuszcz o temperaturze 50°C też jest bardzo ryzykowny. Nawet jeśli ciasto nie wyjdzie od razu twarde jak podeszwa, to na pewno straci na puszystości, elastyczności i świeżości. Z mojego doświadczenia wynika, że przekraczanie 40°C to błąd, który może całkowicie zepsuć efekt końcowy – ciasto nie rośnie, skórka robi się twarda, a miąższ zbity. Typowym błędem myślowym jest mylenie temperatury rozpuszczania tłuszczu z temperaturą, w jakiej można go bezpiecznie wprowadzić do ciasta – tłuszcze faktycznie topnieją powyżej 30°C, ale to nie znaczy, że można je już rozgrzać niemal do wrzenia. Standardy branżowe jasno mówią o maksymalnie 40°C, bo to chroni zarówno strukturę glutenu, jak i funkcjonowanie drożdży. Warto o tym pamiętać, żeby nie zmarnować sobie pracy jednym, z pozoru drobiazgowym, błędem technologicznym.