Prawidłowo – do oznaczania zawartości tłuszczu metodą ekstrakcyjną w klasycznej analizie laboratoryjnej stosuje się aparat Soxhleta. To jest takie dość sprytne urządzenie, które umożliwia wielokrotne przepuszczanie rozpuszczalnika organicznego (np. eteru naftowego, heksanu, eteru etylowego) przez wysuszony i zhomogenizowany materiał próbki. Tłuszcz rozpuszcza się w rozpuszczalniku, a po wielu cyklach ekstrakcji praktycznie cały tłuszcz zostaje wymyty z próbki i zgromadzony w kolbie. Po odparowaniu rozpuszczalnika zostaje czysty tłuszcz, który można zważyć i obliczyć jego procentową zawartość. Z mojego doświadczenia to jest jedna z bardziej „uczciwych” metod – jeśli dobrze przygotujesz próbkę i pilnujesz czasu ekstrakcji, wyniki są bardzo powtarzalne. W praktyce przemysłu spożywczego metoda Soxhleta jest traktowana jako wzorcowa, referencyjna, często opisana w normach PN-EN czy ISO dla różnych surowców: pasz, produktów mleczarskich, mięsnych, wyrobów cukierniczych. W laboratoriach kontroli jakości używa się jej np. do sprawdzania zawartości tłuszczu w mączkach mięsno-kostnych, w nasionach oleistych, w kakao czy kawie. Ważne jest też to, że metoda ekstrakcyjna jest metodą bezpośrednią – oznaczasz realną masę tłuszczu, a nie jakiś parametr pośredni. W dobrych praktykach laboratoryjnych podkreśla się konieczność stosowania czystych rozpuszczalników, dokładnego suszenia próbek przed ekstrakcją oraz stabilnej temperatury podczas procesu, żeby tłuszcz się nie rozkładał. Moim zdaniem warto też kojarzyć budowę zestawu: kolba, ekstraktor Soxhleta, chłodnica zwrotna – wtedy łatwiej zapamiętać, dlaczego to właśnie ten aparat jest związany z metodą ekstrakcyjną tłuszczu.
W tym zadaniu łatwo się pomylić, bo wszystkie wymienione urządzenia kojarzą się z analizą laboratoryjną, ale tylko jedno jest typowe dla ekstrakcyjnego oznaczania tłuszczu. Densymetr służy do pomiaru gęstości cieczy, czyli określania, ile masy przypada na jednostkę objętości. Używa się go np. do badania gęstości mleka, solanek, soków, alkoholu, ale nie do bezpośredniego oznaczania tłuszczu metodą ekstrakcyjną. Można czasem pośrednio wiązać gęstość z zawartością niektórych składników, ale to już inna metoda i inna dokładność. Butyrometr natomiast to przyrząd wyspecjalizowany, typowo kojarzony z mleczarstwem. Metoda Gerbera, w której się go używa, polega na rozpuszczeniu białka mleka w stężonym kwasie siarkowym, odwirowaniu i odczycie objętości wyodrębnionego tłuszczu bezpośrednio na skali naczynka. To jest oznaczanie tłuszczu, owszem, ale nie metodą ekstrakcyjną rozpuszczalnikiem, tylko metodą objętościową w specyficznych warunkach chemicznych. Z kolei kolba Kjeldahla kojarzy się z oznaczaniem białka ogólnego metodą Kjeldahla. W tej metodzie próbkę mineralizuje się w stężonym kwasie siarkowym z katalizatorem, następnie oznacza się azot amonowy i przelicza na białko. Nie ma to nic wspólnego z ekstrakcją tłuszczu, tu bada się zupełnie inny składnik chemiczny. Typowy błąd myślowy przy tym pytaniu polega na tym, że jak ktoś słyszał te nazwy z laboratoriów żywności, to wrzuca je wszystkie do jednego worka: „sprzęt do analizy żywności”. A w analizie i kontroli jakości kluczowe jest właśnie kojarzenie konkretnych metod z konkretnymi urządzeniami. Do ekstrakcyjnego oznaczania tłuszczu potrzebny jest aparat umożliwiający wielokrotną, ciągłą ekstrakcję rozpuszczalnikiem, czyli klasyczny aparat Soxhleta. Pozostałe urządzenia są ważne, ale obsługują inne metody: densymetryczne, objętościowe, azotowo-białkowe. W praktyce przemysłowej wybór złej metody oznaczania może prowadzić do dużych odchyleń w wynikach, problemów z zgodnością z normami i reklamacjami, więc warto mieć te różnice naprawdę dobrze poukładane w głowie.