Prawidłowa odpowiedź to „Rozdrobnienie serów”, bo właśnie ten etap zawsze musi się pojawić między normalizacją składu mieszanki a dodaniem emulgatorów w klasycznym procesie produkcji serów topionych. Po normalizacji mamy wprawdzie właściwe proporcje różnych serów, tłuszczu, ewentualnie mleka w proszku czy serwatki, ale surowiec jest jeszcze w dużych kawałkach lub blokach. Żeby emulgatory mogły efektywnie zadziałać, a późniejsze topienie przebiegało równomiernie, sery trzeba najpierw mechanicznie rozdrobnić – najczęściej w wilkach, kutrach, rozdrabniarkach tarczowych albo nożowych. Rozdrobnienie zwiększa powierzchnię kontaktu fazy białkowo-tłuszczowej z emulgatorami (np. solami emulgującymi typu fosforany czy cytryniany), dzięki czemu w trakcie topienia łatwiej tworzy się jednorodna, plastyczna masa serowa bez grudek i wyciekającego tłuszczu. W dobrze prowadzonej technologii zwraca się uwagę na wielkość cząstek po rozdrobnieniu – zbyt duże kawałki dają niejednolity produkt, zbyt drobne mogą powodować nadmierne napowietrzenie lub problemy z teksturą. W praktyce przemysłowej stosuje się rozdrabnianie w kontrolowanej temperaturze, tak żeby sery nie zaczęły się przedwcześnie topić. Moim zdaniem to jest taki trochę „cichy” etap, o którym się mało mówi, a ma gigantyczny wpływ na jakość: smarowność, równomierne topienie na pizzy, brak wycieku tłuszczu przy zapiekaniu. Normy zakładowe i dobre praktyki produkcyjne często dokładnie określają typ urządzenia, wielkość oczek siatki lub noży oraz czas rozdrabniania dla danej receptury, bo to później ułatwia stabilne utrzymanie jakości partii produkcyjnych.
W procesie produkcji serów topionych kluczowe jest zrozumienie kolejności poszczególnych operacji technologicznych. Na schemacie etap oznaczony znakiem zapytania występuje zaraz po normalizacji składu mieszanki, a przed dodaniem emulgatorów. Na tym etapie nie ma jeszcze sensu ani rozlewać, ani pakować produktu, bo masa serowa nie jest ani stopiona, ani ujednolicona. Rozlew serów to operacja końcowa, wykonywana już po topieniu mieszanki i po uzyskaniu jednorodnej, płynnej lub półpłynnej konsystencji. Dopiero wtedy masa jest dozowana do foremek, kubków, plasterków w folii czy bloków. Umiejscowienie rozlewu tak wcześnie w schemacie byłoby sprzeczne z logiką procesu, bo rozlewa się produkt gotowy technologicznie, a nie surową mieszankę. Podobnie z pakowaniem – pakowanie serów topionych następuje po uformowaniu i wychłodzeniu produktu. Najpierw trzeba uzyskać odpowiednią strukturę, smak i stabilność fizykochemiczną, dopiero później zabezpiecza się produkt opakowaniem jednostkowym i zbiorczym. Pakowanie na etapie poprzedzającym dodatek emulgatorów byłoby po prostu niefunkcjonalne i niezgodne z jakimikolwiek standardami produkcyjnymi. Mylenie tego wynika często z takiego ogólnego skojarzenia, że „rozlew” i „pakowanie” pojawia się w prawie każdym procesie, więc łatwo je wstawić w złym miejscu schematu. Z kolei warzenie serów odnosi się do zupełnie innego rodzaju produkcji – to etap typowy dla serów podpuszczkowych czy twarogowych, gdzie wydziela się skrzep z mleka. W produkcji serów topionych surowcem wejściowym są już gotowe sery, często o różnym stopniu dojrzałości, a nie świeże mleko, więc warzenia na tym schemacie po prostu nie będzie. W tym miejscu technologicznie pasuje tylko rozdrobnienie serów: trzeba najpierw fizycznie przygotować surowiec, zanim zacznie się go chemicznie i termicznie modyfikować przez dodatek emulgatorów i proces topienia. Z mojego doświadczenia to jest typowy błąd: skupiamy się na „dużych” słowach typu warzenie, pakowanie, rozlew, a pomijamy przyziemne, ale kluczowe operacje jednostkowe, jak właśnie rozdrabnianie, mieszanie czy homogenizacja.