Prawidłowa odpowiedź to suszenie sublimacyjne, nazywane też liofilizacją. W tej metodzie surowiec jest najpierw głęboko mrożony, a potem w warunkach obniżonego ciśnienia woda przechodzi bezpośrednio z lodu w parę wodną, z pominięciem fazy ciekłej. Dzięki temu praktycznie nie dochodzi do zniszczenia struktury komórkowej, a straty składników odżywczych (witamin, związków bioaktywnych, aromatów) są zdecydowanie najmniejsze spośród typowych metod suszenia. Moim zdaniem to jest taki „złoty standard” wtedy, gdy liczy się jakość, a nie tylko koszt. W praktyce liofilizuje się np. owoce do musli, przekąski owocowe, kawę rozpuszczalną, zioła, przyprawy, produkty dla astronautów, a także żywność specjalnego przeznaczenia medycznego. Produkty liofilizowane bardzo dobrze się rehydratyzują – po dodaniu wody odzyskują kształt, barwę i w dużym stopniu smak oraz zapach surowca świeżego. W technologii żywności przyjmuje się, że jest to metoda najbardziej przyjazna dla cech naturalnych: barwy, struktury, aromatu i wartości odżywczej. Oczywiście ma też wady: jest kosztowna energetycznie, wymaga specjalistycznych urządzeń próżniowych i dłuższego czasu procesu, dlatego nie stosuje się jej do wszystkiego, tylko tam, gdzie jakość ma pierwszeństwo nad ceną. W normach branżowych i dobrych praktykach produkcyjnych często podkreśla się, że dla surowców wrażliwych na temperaturę (np. owoce jagodowe, zioła, grzyby) liofilizacja jest metodą referencyjną, jeśli chodzi o zachowanie wartości odżywczej i cech sensorycznych.
W tym zadaniu pułapka polega na tym, że kilka metod suszenia wydaje się na pierwszy rzut oka „delikatnych”, ale kluczowe jest pytanie: która w najwyższym stopniu zachowuje naturalne cechy surowca i wartość odżywczą. Metoda owiewowa kojarzy się z łagodnym suszeniem, bo powietrze przepływa wokół produktu, jednak zwykle stosuje się tu dość wysoką temperaturę i długi czas procesu. To powoduje utlenianie barwników, utratę części witamin (zwłaszcza C i z grupy B) oraz wyraźne zmiany barwy i struktury, np. ciemnienie owoców, twardnienie warzyw. Jest to metoda tania i powszechna przemysłowo, ale zdecydowanie nie najlepsza jakościowo. Suszenie kontaktowe, gdzie ciepło przekazywane jest przez bezpośredni kontakt z gorącą powierzchnią (bębny, płyty), jest jeszcze bardziej inwazyjne dla surowca. Produkt ma lokalnie kontakt z bardzo gorącą powierzchnią, co sprzyja przypiekaniu, denaturacji białek i utracie wrażliwych na temperaturę składników. Sprawdza się przy niektórych masach i koncentratach, ale trudno mówić tu o maksymalnym zachowaniu cech naturalnych, raczej o szybkim odparowaniu wody. Metoda promiennikowa (np. podczerwień, promieniowanie mikrofalowe) pozwala na szybkie podgrzanie produktu, często od środka, co skraca czas suszenia. Jednak intensywne działanie energii promienistej może prowadzić do przegrzewania, lokalnych „hot-spotów” i degradacji związków bioaktywnych. Z punktu widzenia wygody i szybkości – bywa atrakcyjna, ale nie jest łagodniejsza od liofilizacji. Typowy błąd myślowy przy tym pytaniu to utożsamianie „nowoczesnej” lub „szybkiej” metody z najlepszą dla jakości. W praktyce przemysłu spożywczego i według dobrych praktyk technologicznych, jeżeli priorytetem jest maksymalne zachowanie struktury, aromatu, barwy i wartości odżywczej, to wybiera się suszenie sublimacyjne. Pozostałe metody mają swoje zastosowania, są tańsze i prostsze, ale zawsze jest to pewien kompromis kosztem jakości produktu końcowego.