Prawidłowo – takie oznaczenia jak wodochłonność, wydajność, elastyczność i rozpływalność odnoszą się w technologii żywności przede wszystkim do glutenu w mące pszennej. To właśnie gluten, czyli kompleks białek gluteninowych i gliadynowych, odpowiada za zdolność mąki do tworzenia sprężystego, elastycznego ciasta po uwodnieniu i wyrobieniu. Wodochłonność mąki pszennej ocenia się po to, żeby wiedzieć, ile wody można dodać do ciasta, aby uzyskać odpowiednią konsystencję. Im silniejszy gluten, tym większa zdolność wiązania wody, co w praktyce przekłada się na wyższą wydajność pieczywa, czyli większą ilość gotowego produktu z tej samej ilości mąki. Elastyczność i rozpływalność są badane np. za pomocą aparatu alveograficznego czy farinografu – to standardowe urządzenia w laboratoriach młynarskich i piekarskich. Na podstawie tych parametrów technolog wybiera mąkę do pieczywa pszennego, bułek, pizz czy ciast drożdżowych. Moim zdaniem to jedno z kluczowych badań, bo od jakości glutenu zależy objętość bochenka, struktura miękiszu, porowatość i nawet odczuwalna świeżość pieczywa. W dobrych praktykach branżowych zawsze przed opracowaniem receptury przemysłowej sprawdza się parametry glutenu, żeby uniknąć problemów typu: rozlewające się ciasto, niska objętość wypieku albo zbyt zbity miękisz. W zakładach stosuje się też klasyfikację mąk pszennej właśnie według siły glutenu i jego właściwości reologicznych, bo to podstawa stabilnej jakości produkcji.
W tym pytaniu łatwo się pomylić, bo wodochłonność, wydajność czy elastyczność można na pierwszy rzut oka powiązać z różnymi składnikami żywności. W praktyce technologicznej te konkretne parametry, rozumiane razem i badane typowymi metodami laboratoryjnymi, są jednak charakterystyczne dla glutenu w mące pszennej. Kazeina w mleku to białko o zupełnie innym zastosowaniu. Owszem, bada się jej zawartość, stabilność, czasem właściwości żelujące przy produkcji serów, ale nie mówi się o elastyczności i rozpływalności w takim sensie jak przy ocenie ciasta pszennego. W mleku ważniejsze są parametry takie jak zawartość białka ogółem, kwasowość, punkt zamarzania, liczba komórek somatycznych, a nie typowe wskaźniki reologiczne zbliżone do tych dla glutenu. Skrobia w ziarnach jęczmienia też może wydawać się dobrym tropem, bo skrobia ma własną wodochłonność i wpływa na lepkość kleiku. Jednak w technologii zbożowo-piekarskiej parametry wodochłonność–elastyczność–rozpływalność odnosimy przede wszystkim do białek glutenowych, a nie do skrobi. Skrobię bada się raczej pod kątem temperatury kleikowania, lepkości, podatności na żelatynizację, co jest kluczowe np. w browarnictwie czy przy produkcji kasz i płatków, ale nie w kontekście tworzenia elastycznej sieci jak w cieście pszennym. Tłuszcz w mięsie mielonym z kolei analizuje się z zupełnie innej perspektywy: zawartość tłuszczu, profil kwasów tłuszczowych, zdolność wiązania wody przez białka mięśniowe, wydajność po obróbce cieplnej. Nie bada się jego „rozpływalności” czy „elastyczności” w takim znaczeniu jak przy glutenie, raczej konsystencję farszu, smarowność, stabilność emulsji tłuszczowo-wodnej. Typowym błędem myślowym jest tu utożsamienie każdego składnika wiążącego wodę z wodochłonnością rozumianą w sposób piekarski oraz łączenie elastyczności z dowolnym białkiem. W rzeczywistości te parametry w zestawie są klasycznym pakietem ocen laboratoryjnych dla glutenu pszennego, używanym do kwalifikacji mąki do konkretnych zastosowań piekarskich i cukierniczych. Dlatego poprawne skojarzenie prowadzi właśnie do glutenu, a nie do kazeiny, skrobi czy tłuszczu.