Prawidłowo wskazana odpowiedź „pakowanie w atmosferze azotu” bardzo dobrze pasuje do charakteru suszu jabłkowego. Susz to produkt o niskiej aktywności wody, więc głównym wrogiem jego trwałości nie są już typowe bakterie, tylko utlenianie tłuszczów, brunatnienie, utrata aromatu i ewentualny rozwój pleśni przy dostępie tlenu i wilgoci. Zastąpienie powietrza azotem w opakowaniu ogranicza zawartość tlenu, a tym samym spowalnia reakcje utleniania i rozwój mikroflory tlenowej. Azot jest gazem obojętnym, suchym, nie reaguje z produktem, a jednocześnie wypiera tlen z przestrzeni nad produktem. W praktyce przemysłowej stosuje się pakowanie w atmosferze modyfikowanej (MAP), gdzie skład mieszaniny gazów jest ściśle kontrolowany, np. wysoki udział N₂, czasem z dodatkiem CO₂, zależnie od rodzaju produktu. W suszach owocowych często używa się właśnie przewagi azotu, żeby zachować barwę, smak i chrupkość. Moim zdaniem, to jedno z najskuteczniejszych i jednocześnie dość „czystych” narzędzi wydłużania trwałości – bez konieczności dokładania konserwantów chemicznych. Dobre praktyki branżowe (GMP, HACCP) zalecają dodatkowo stosowanie barierowych materiałów opakowaniowych o niskiej przepuszczalności tlenu i pary wodnej oraz kontrolę szczelności opakowań. W zakładach produkcyjnych ustala się parametry: skład gazu, ciśnienie, czas gazowania, a także monitoruje się zawartość tlenu resztkowego. Przy prawidłowo dobranej technologii MAP susz jabłkowy może zachować pożądane cechy sensoryczne i bezpieczeństwo mikrobiologiczne przez znacznie dłuższy okres przechowywania, nawet przy dystrybucji na duże odległości.
W przypadku suszu jabłkowego łatwo pomylić różne metody utrwalania i wydłużania trwałości, bo wiele z nich kojarzy się ogólnie z „konserwowaniem żywności”. Trzeba jednak spojrzeć na specyfikę produktu: susz jest już uprzednio odwodniony, ma niską aktywność wody i zwykle przeszedł podstawową obróbkę termiczną. Dalsza pasteryzacja gotowego suszu byłaby technologicznie mało uzasadniona. Wysoka temperatura może powodować ciemnienie, degradację witamin i aromatów, a przy tym nie rozwiązuje kluczowego problemu, jakim jest obecność tlenu w opakowaniu i ewentualne pochłanianie wilgoci z otoczenia. Moim zdaniem to częsty błąd: utożsamianie pasteryzacji z uniwersalnym „lekarstwem” na wszystko. Blanszowanie natomiast to zabieg typowy dla surowca przed suszeniem lub mrożeniem – krótkotrwałe działanie gorącą wodą lub parą, żeby inaktywować enzymy i częściowo zredukować mikroflorę. Stosuje się go przed suszeniem plastrów jabłek, ale nie jako dodatkowy etap po wysuszeniu, gdy produkt jest już gotowy. Po wysuszeniu blanszowanie nie ma sensu, bo trzeba by produkt ponownie ogrzewać i potem znów suszyć, co byłoby i kosztowne, i szkodliwe dla jakości. Roztwór kwasu octowego kojarzy się z marynatami, warzywami w occie, gdzie obniżenie pH w połączeniu z solą i pasteryzacją rzeczywiście mocno wydłuża trwałość. Jednak w przypadku suszu jabłkowego zanurzanie w occie całkowicie zmieniłoby charakter wyrobu, jego smak, teksturę i przeznaczenie. To już byłby zupełnie inny produkt, a nie klasyczny susz. Tutaj typowym błędem jest myślenie: „kwas = konserwant, więc zawsze pomoże”. W technologii suszy dużo ważniejsze jest ograniczenie dostępu tlenu i wilgoci oraz odpowiednie opakowanie, niż dokładanie środka zakwaszającego. Dlatego właśnie rozwiązania termiczne lub octowe są w tym kontekście nieadekwatne, a kluczową rolę odgrywa kontrola atmosfery w opakowaniu i właściwe warunki przechowywania.