Polecenie tracert to jedno z tych narzędzi, które w praktyce administracji sieciowej przydaje się w zasadzie na co dzień. Pozwala ono dokładnie prześledzić całą ścieżkę, jaką pakiety pokonują od Twojego komputera aż do wskazanego hosta w internecie. Dzięki temu można bardzo szybko wykryć, na którym etapie sieci występują opóźnienia, awarie czy nawet błędy konfiguracji routerów pośrednich. Tracert działa w ten sposób, że wysyła pakiety z rosnącą wartością TTL (Time To Live), co pozwala zidentyfikować każdy węzeł po drodze – praktycznie widzisz całą trasę pakietu 'krok po kroku', router po routerze. W praktyce, to narzędzie jest wręcz nieocenione przy rozwiązywaniu problemów z komunikacją sieciową, analizie problemów z routingiem czy wykrywaniu przeciążeń na konkretnych segmentach sieci. Bardzo często korzystają z niego administratorzy, ale też zwykli użytkownicy przy zgłaszaniu problemów dostawcom internetu. Sam nieraz dzięki tracertowi od ręki lokalizowałem 'wąskie gardło' po stronie ISP, co bardzo ułatwiało rozmowy z serwisem. Warto wiedzieć, że polecenie to istnieje również w systemach Unix/Linux pod nazwą traceroute. W branży uznaje się używanie tracerta (lub traceroute) jako standardową praktykę w diagnostyce problemów z połączeniami sieciowymi, bo bardzo szybko daje konkretne, mierzalne dane o trasie i czasie przejścia pakietów przez kolejne punkty sieci.
Wiele osób myli narzędzia sieciowe, bo na pierwszy rzut oka mogą wydawać się podobne, ale każde z nich ma inne przeznaczenie i zakres działania. Na przykład komenda ping służy raczej do sprawdzania, czy dany host jest w ogóle osiągalny oraz do pomiaru czasu odpowiedzi, ale nie pokazuje nam, przez jakie urządzenia czy routery przechodzi pakiet. To trochę jakby zapytać tylko, czy ktoś jest w domu, ale nie interesować się, ile drzwi po drodze musisz minąć. Z kolei arp to narzędzie używane do zarządzania lokalną tablicą adresów ARP – pozwala powiązać adresy IP z adresami MAC w sieci lokalnej, natomiast absolutnie nie nadaje się do śledzenia tras pakietów w sieciach rozległych. W sumie to używam arp głównie wtedy, gdy próbuję rozwiązać konflikty adresów w LAN-ie. Natomiast ipconfig to głównie informacja o aktualnej konfiguracji interfejsów sieciowych na komputerze – pokazuje adresy IP, maski, bramy domyślne, ale nie wykonuje żadnej diagnostyki połączenia z hostem zdalnym ani nie śledzi ruchu pakietów przez sieć. Często spotykam się z przekonaniem, że ipconfig potrafi więcej niż w rzeczywistości – może dlatego, że pokazuje sporo danych, ale to jednak tylko stan lokalny. Cały problem polega na tym, żeby dobrać narzędzie odpowiednie do konkretnego zadania: jeśli szukasz informacji o trasie pakietów i chcesz wiedzieć, gdzie konkretnie pojawia się problem na drodze do hosta docelowego, to tylko tracert (w Windows) lub traceroute (w Linuksie) pokaże Ci pełną ścieżkę i opóźnienia na każdym etapie. To właśnie ta funkcja sprawia, że tracert jest tak ceniony w codziennej diagnostyce sieci. Warto nauczyć się rozróżniać te polecenia, bo wtedy znacznie łatwiej rozwiązywać realne problemy sieciowe, a nie błądzić po omacku.