To jest właśnie najważniejsza zasada przy projektowaniu instalacji oświetlenia w windach i szybikach. Oświetlenie kabiny, szybu, maszynowni i linowni musi być niezależne od zasilania zespołu napędowego, bo bezpieczeństwo ludzi jest tu na pierwszym miejscu. Wyobraź sobie sytuację: winda się zatrzymuje z powodu awarii napędu albo jakiegoś zwarcia i nagle ciemno wszędzie – nikt nie chce być w takim położeniu. Dlatego normy, jak PN-EN 81 czy wytyczne UDT, kładą duży nacisk na to, żeby światło działało nawet, gdy napęd nie funkcjonuje. W praktyce często prowadzi się oddzielne obwody zasilania oświetlenia albo stosuje źródła zasilania z innych rozdzielnic. Często montuje się też awaryjne oświetlenie z własnymi bateriami, co dodatkowo podnosi poziom bezpieczeństwa. Moim zdaniem każda poważna firma dźwigowa zwraca na to szczególną uwagę, bo to kwestia zarówno wygody użytkowników, jak i przepisów BHP. Z mojego doświadczenia wynika, że niezależność zasilania oświetlenia ułatwia też serwisowanie, bo ekipa techniczna zawsze ma światło nawet, jeśli zespół napędowy jest odłączony lub uszkodzony. To taka drobna rzecz, ale ma ogromne znaczenie dla codziennego użytkowania i bezpieczeństwa.
W praktyce projektowania systemów dźwigowych i instalacji elektrycznych w budynkach bardzo ważne jest, aby oświetlenie w kabinie, szybie, maszynowni i linowni działało niezależnie od zasilania zespołu napędowego. Często spotykanym błędem myślowym jest zakładanie, że skoro zespół napędowy jest głównym konsumentem energii, to można podpiąć oświetlenie do tego samego źródła – niestety to rodzi poważne ryzyko. W przypadku awarii napędu, przeciążenia lub choćby rutynowego wyłączenia zasilania zespołu napędowego serwisanci oraz pasażerowie zostają pozbawieni światła. Takie rozwiązanie, choć czasem wydaje się logiczne z punktu widzenia uproszczenia instalacji, zupełnie nie przystaje do realnych potrzeb eksploatacyjnych i wymogów bezpieczeństwa, które narzucają obowiązujące normy techniczne (PN-EN 81-20, 81-50). Zasilanie tylko z awaryjnego źródła też nie rozwiązuje sprawy, bo awaryjne światło ma działać dodatkowo, a nie zastępować podstawowego systemu oświetlenia – jego zadaniem jest zapewnienie minimalnych warunków widoczności przez określony czas, a nie pełna funkcjonalność przez cały okres pracy dźwigu. Z kolei podpięcie oświetlenia pod elektroniczny zespół sterujący wprowadza niepotrzebne komplikacje i ryzyko – nawet drobna usterka modułu sterującego mogłaby spowodować zanik światła, co jest niezgodne z zasadą niezawodności. Najważniejszym standardem jest tu rozdzielenie zasilania – dzięki temu oświetlenie jest zawsze dostępne, niezależnie od stanu napędu czy działania automatyki. Z mojego doświadczenia wynika, że takie rozwiązanie minimalizuje ryzyko wypadków i znacznie ułatwia prace serwisowe, a także pozwala uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek podczas jakiejkolwiek awarii.