Dobrze, że zwróciłeś uwagę na ten szczegół. Próba działania chwytaczy ślizgowych w kabinie dźwigu powinna odbywać się przy obciążeniu wynoszącym 125% udźwigu nominalnego. To jest bardzo istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa eksploatacji urządzenia. Chwytacze ślizgowe są kluczowym elementem zabezpieczeń dźwigu – muszą zatrzymać kabinę w sytuacji, gdyby doszło do awarii układu podnoszenia lub nadmiernej prędkości jazdy. Przepisy – zarówno polskie, jak i europejskie normy, np. PN-EN 81-20 – jasno określają tę wartość jako optymalną. Dlaczego akurat 125%, a nie więcej? Przykład z życia: jeżeli dźwig ma udźwig nominalny 1000 kg, testuje się go z 1250 kg. Taki zapas daje pewność, że chwytacze zadziałają nawet przy lekkim przeciążeniu, jakie może się zdarzyć przez przypadek. Jednocześnie nie obciąża się niepotrzebnie konstrukcji dźwigu, co mogłoby prowadzić do uszkodzeń lub wręcz fałszywych wyników testu. Gdyby testować przy większych obciążeniach, jak 150% czy 200%, to można by uszkodzić prowadnice, ramę kabiny albo wręcz całe mechanizmy zabezpieczające. Moim zdaniem, ta wartość została naprawdę przemyślana i jest kompromisem pomiędzy bezpieczeństwem, a realiami eksploatacyjnymi. W praktyce, regularne wykonywanie takiej próby to podstawa do uzyskania dopuszczenia dźwigu do eksploatacji i gwarancja, że pasażerowie są chronieni w razie awarii.
Często spotykam się z przekonaniem, że testy chwytaczy ślizgowych powinny być prowadzone z dużo większym obciążeniem – niektórzy podają 150%, 175% czy nawet 200% udźwigu nominalnego. To błędne założenie, wynikające najczęściej z intuicji, że „im ciężej, tym lepiej sprawdzimy zabezpieczenie”. Jednak takie podejście jest niezgodne zarówno z przepisami, jak i zdrowym rozsądkiem technicznym. Normy, takie jak PN-EN 81-20, wyraźnie określają, że próba powinna być przeprowadzona przy 125% udźwigu nominalnego. To wystarczający margines bezpieczeństwa, który pozwala upewnić się, że chwytacze zadziałają nie tylko przy pełnym, ale nawet lekko przekroczonym dopuszczalnym obciążeniu kabiny. Testowanie przy większych wartościach, np. 150% czy 200%, może doprowadzić do poważnych uszkodzeń mechanizmów chwytaczy, prowadnic, a nawet konstrukcji samej kabiny – to jest zupełnie niepotrzebne i niezalecane przez producentów oraz inspektorów UDT. Dodatkowo, takie przeciążenie mogłoby fałszywie wskazać niesprawność urządzenia, które w warunkach rzeczywistych działałoby prawidłowo. Z mojego doświadczenia wynika, że ten mit bierze się głównie z mylenia prób wytrzymałości konstrukcji z próbą sprawności zabezpieczeń. W praktyce chodzi o to, żeby chwytacz zadziałał w typowej sytuacji przeciążenia, a nie w ekstremalnych, nierealnych warunkach. Dlatego warto zawsze sprawdzać zalecenia producenta i aktualne wymagania normatywne, bo bezpieczeństwo pasażerów i długowieczność urządzenia zależy właśnie od przestrzegania tych standardów, a nie od przesadnego testowania granic wytrzymałości sprzętu.