To pytanie świetnie obrazuje, jak ważne jest czytanie przepisów z uwagą i zrozumieniem, zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo elektryczne. Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Przedsiębiorczości i Technologii, pomiary rezystancji uziemień urządzeń pracujących w warunkach zwykłych, czyli w innych niż te wymienione jako szczególne (czyli otwarte powietrze, pomieszczenia o dużej wilgotności, z wyziewami żrącymi czy urządzenia do przemieszczania osób), wykonuje się nie rzadziej niż raz na dwa lata. Czyli wszędzie tam, gdzie nie ma dodatkowego zagrożenia wynikającego z wilgoci, czynników chemicznych czy warunków atmosferycznych. Moim zdaniem taka regularność kontroli jest wystarczająca w typowych warunkach biurowych czy magazynowych, gdzie nie spodziewamy się gwałtownego pogorszenia stanu instalacji. Dobrą praktyką jest oczywiście nie ograniczać się tylko do minimalnych wymagań – jeżeli coś wzbudza naszą wątpliwość, np. pojawiają się uszkodzenia czy zmiany w instalacji, warto zrobić pomiar od razu. Z mojego doświadczenia wynika, że w wielu zakładach właśnie takie przypadki decydują o zwiększeniu częstotliwości kontroli, choć prawo na to nie wymusza. Warto pamiętać, że urządzenia eksploatowane w warunkach standardowych, objęte tym dwuletnim cyklem, to np. większość instalacji wewnętrznych w budynkach użyteczności publicznej. To pozwala zoptymalizować koszty i czas pracy, a jednocześnie mieć pewność, że poziom bezpieczeństwa pozostaje na właściwym poziomie. Taka selektywność to podstawa praktycznego podejścia do nadzoru nad eksploatacją urządzeń elektrycznych.
Analizując zapisy rozporządzenia dotyczące częstotliwości pomiarów rezystancji uziemień, nietrudno zauważyć, że odpowiedź wymaga rozróżnienia warunków środowiskowych pracy urządzeń. Częstym błędem jest tu automatyczne zaliczanie pomieszczeń z dużą wilgotnością, z wyziewami żrącymi czy urządzeń umieszczonych na otwartym powietrzu do tej samej grupy, co standardowe warunki biurowe lub produkcyjne. Jednak według przepisów właśnie te wymienione szczególne środowiska (wilgoć, czynniki chemiczne, ekspozycja na warunki atmosferyczne) wymagają znacznie częstszych, bo corocznych pomiarów. To wynika z oczywistych czynników – tam, gdzie występuje intensywne oddziaływanie wilgoci albo substancji żrących, instalacja elektryczna jest o wiele bardziej narażona na przyspieszoną korozję czy pogorszenie stanu izolacji. Praktyka pokazuje, że instalacje w takich warunkach mogą bardzo szybko stracić swoje właściwości ochronne, stąd tak ścisły reżim. Moim zdaniem wiele osób myli się, sądząc, że wszystkie pomieszczenia techniczne lub przemysłowe automatycznie podlegają tym samym zasadom – a przecież są zakłady, w których warunki są całkowicie normalne i nie ma tam żadnych czynników przyspieszających degradację instalacji. Tam właśnie ustalono, że pomiary można wykonywać co dwa lata, co jest zgodne z dobrymi praktykami i pozwala uniknąć niepotrzebnych kosztów. Brak rozróżnienia tych środowisk prowadzi do niepotrzebnych pomiarów lub, co gorsza, do pomijania ważnych kontroli tam, gdzie są one naprawdę potrzebne. Warto więc zawsze dokładnie ocenić warunki pracy urządzeń i nie podchodzić do tych wymagań mechanicznie, bo w praktyce dbałość o szczegóły często decyduje o bezpieczeństwie, nie tylko zgodność z minimalnymi zapisami prawa.