W tej kalkulacji najważniejsze jest, żeby po kolei przejść przez wszystkie wskaźniki, które wpływają na roczną liczbę prosiąt przeklasyfikowanych do grupy warchlaków. Na początek bierzemy stan początkowy loch, czyli 100 sztuk. Następnie mnożymy to przez wskaźnik wyproszeń w roku – 2,3, co daje 230 wyproszeń w roku. Każda locha daje średnio 12 prosiąt w miocie, więc kolejny krok to przemnożenie 230 przez 12, co daje 2760 prosiąt odchowanych od loch. Ale jak wiadomo, w praktyce nie wszystkie prosięta przeżywają do momentu przeklasyfikowania do grupy warchlaków. Uwzględniamy więc wskaźnik upadków prosiąt – w tym przypadku 5%, czyli od całości trzeba odjąć 5%. Liczymy to tak: 2760 × 0,95 = 2622 prosięta. To właśnie ten wynik pokazuje, ile prosiąt możemy faktycznie przeklasyfikować do grupy warchlaków, zakładając standardową, realną śmiertelność w odchowie. Takie podejście jest zgodne z dobrą praktyką ekonomiki produkcji świń i pozwala na lepsze prognozowanie wyników produkcyjnych. W pracy na fermie to bardzo ważny parametr – pozwala przewidzieć dalszy obrót zwierząt, planować odchów, pasze oraz miejsce w kojcach. Moim zdaniem takie podejście, krok po kroku, najlepiej się sprawdza, bo minimalizuje ryzyko pomyłki i pokazuje, jak istotne jest stosowanie wskaźników biologicznych w planowaniu pracy hodowlanej.
Przy wyznaczaniu rocznej liczby prosiąt na przeklasowanie do grupy warchlaków kluczowa jest dokładność na każdym etapie obliczeń. Bardzo częstym błędem jest pomijanie któregoś z parametrów lub niewłaściwe ich zastosowanie. W praktyce, jeżeli ktoś wskaże wartości znacznie niższe, jak 1140 czy 1200 sztuk, prawdopodobnie zapomniał przemnożyć liczbę loch przez wskaźnik wyproszeń rocznie, a potem przez liczbę prosiąt w miocie. Takie uproszczenie często pojawia się, gdy ktoś bierze pod uwagę tylko jednorazowy miot lub zapomina o cyklu rocznym, co zupełnie nie odzwierciedla rzeczywistej produkcji na profesjonalnej fermie. Z kolei odpowiedź 2760 sztuk może wynikać z nieuwzględnienia wskaźnika upadków, czyli śmiertelności prosiąt przed przeklasyfikowaniem – to częsty błąd, bo teoretycznie liczbę tę łatwo policzyć, mnożąc tylko ilość loch, wyproszeń i prosiąt w miocie, ale praktyka hodowlana pokazuje, że zawsze występują straty i trzeba je brać pod uwagę. Pomijanie wskaźnika upadków niestety prowadzi do zawyżenia wyniku, co w planowaniu produkcji daje potem nieprzyjemne niespodzianki – choćby w kwestii zapotrzebowania na paszę czy miejsce w chlewni. Takie uproszczenia są dość powszechne wśród osób, które nie mają doświadczenia z zarządzaniem większymi stadami. W branży dąży się do jak najdokładniejszego bilansowania produkcji, uwzględniając faktyczne wskaźniki biologiczne i straty, bo tylko wtedy można sensownie prognozować wyniki i optymalizować koszty. Często spotykam się z opinią, że "na oko" wystarczy, ale w rzeczywistości nawet kilka procent różnicy na takiej skali produkcji przekłada się na konkretne pieniądze i efektywność całej fermy. Poprawne uwzględnienie wszystkich kroków – od stanu loch, przez wskaźnik wyproszeń, liczbę prosiąt w miocie, aż po wskaźnik upadków – jest podstawą profesjonalnego podejścia do produkcji trzody chlewnej.