Profilaktyczne szczepienie kur jest dopuszczone w ekologicznym chowie niosek i to faktycznie jedno z tych rozwiązań, które są nie tylko dozwolone, ale wręcz zalecane przez specjalistów od dobrostanu zwierząt. W praktyce, ekologia bazuje na minimalizacji użycia chemii i leków, ale ochrona stad przed najgroźniejszymi chorobami zakaźnymi jest kluczowa – bo w końcu chodzi o zdrowie całego stada i bezpieczeństwo konsumentów. Moim zdaniem, dobrze dobrane szczepienia (szczególnie przeciwko chorobom takim jak Newcastle, Gumboro czy choroba Mareka) to taki kompromis pomiędzy naturalnością produkcji a realnym ryzykiem chorób, które mogą rozłożyć całą hodowlę w parę dni. Ważne jest, że w ekologii nie chodzi o profilaktyczne leczenie antybiotykami, tylko właśnie o ograniczone, świadome stosowanie metod, które zwiększają odporność. W dokumentach takich jak Rozporządzenie (UE) 2018/848 jasno jest napisane, że szczepienia są akceptowalne, jeśli istnieje ryzyko chorób i brak skutecznych alternatyw. W gospodarstwach, gdzie kury chodzą swobodnie i mają kontakt z dzikimi ptakami, zagrożenia są naprawdę konkretne. Ja zawsze powtarzam, że szczepienie to nie jest jakieś „oszukiwanie ekosystemu”, tylko normalna praktyka zapobiegająca masowym upadkom. No i na końcu – konsumenci oczekują jaj bez antybiotyków, ale przecież nie chcą jaj od chorych kur. Dlatego szczepienia w ekologii są zdecydowanie logicznym i odpowiedzialnym wyborem.
W ekologicznej hodowli kur niosek obowiązują dość ścisłe zasady, które mają chronić zarówno zdrowie zwierząt, jak i naturalność produktu. Praktyka taka jak obcinanie dziobów u piskląt jest niezgodna z wymogami ekologicznego chowu; po pierwsze, bo to zabieg inwazyjny, który pogarsza dobrostan zwierząt, a po drugie dlatego, że cała idea hodowli eko polega na eliminacji takich stresujących procedur. Często jeszcze pokutuje wśród uczniów przekonanie, że to standardowa metoda zapobiegania kanibalizmowi, ale w ekologii liczy się raczej właściwe prowadzenie stada, odpowiednia ilość miejsca i zajęć dla kur, by do takich zachowań nie dochodziło. Utrzymywanie w jednym kurniku powyżej 3000 kur też nie wchodzi w grę – standardy eko, np. wg unijnych rozporządzeń, określają maksymalną liczbę niosek właśnie na poziomie 3000 na budynek, by każda kura miała swobodny dostęp do wybiegu i nie była traktowana jak w produkcji przemysłowej. Jeśli chodzi o stosowanie kokcydiostatyków paszowych, to jest to typowy błąd wynikający z mieszania praktyk intensywnych z ekologicznymi. W ekologii nie ma miejsca na rutynowe podawanie leków przez paszę, zwłaszcza środków chemicznych takich jak kokcydiostatyki – dopuszcza się je tylko w skrajnych przypadkach, po wykryciu choroby i pod nadzorem weterynarza. Z mojego doświadczenia wynika, że najwięcej zamieszania jest z tą profilaktyką lekową – wielu myśli, że jak coś jest na wszelki wypadek, to wolno, ale ekologia stawia na zapobieganie chorobom przez zarządzanie, czystość i naturalne metody, a nie przez ciągłe dosypywanie leków. Krótko mówiąc: ekologia to nie produkcja na ilość ani hodowla „na skróty”, tylko przemyślana troska o dobrostan i zdrowie, z minimalną ingerencją chemiczną.